Niesamowicie banalne ćwiczenia po krótkim zastanowieniu się nad nimi przybierają zupełnie inne kształty – są ciekawsze, bardziej wymagające i intensywne. A wszystko za pomocą kilku trików. Bach – „zwykły” środek treningowy staje się czymś o wiele interesującym i dla mnie, i dla moich zawodników.

Konkurs strzelecki zaprezentowany dziś mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Jak zrobiłbym to tradycyjnie? Dwie niewielkie grupy, mijanie pachołków, strzał na bramkę. Bez przeciwnika, swoboda. Nie ukrywam, iż robimy takie ćwiczenia – pozwalają one moim graczom na strzał bez presji, przemyślenie decyzji, postawienie na precyzję, skupienie się na technice strzału. Są momenty, w których musimy popracować nieco prościej i w mojej sytuacji się to sprawdza. Następnie dokładamy oczywiście rywala, próbujemy grać pod presją, co jest już dużo trudniejszym zadaniem.

Spójrzmy teraz na sytuację nieco inaczej – tak powstaje ćwiczenie, które widnieje poniżej.

Organizacja

  • Zawodnicy podzieleni na dwa zespoły ustawione jak na grafice.
  • Każdy zawodnik ma piłkę.
  • W ćwiczeniu wyznaczona strefa strzału oraz dwa pachołki do mijania.
  • Na końcu pola ustawione bramki z bramkarzami.

Przebieg

  • Na sygnał jednego z partnerów za plecami (np. czerwony lub biały krzyczy „start”), zawodnicy przeprowadzają piłkę za pachołek po przekątnej.
  • Po minięciu pachołka muszą oni wbiec w strefę strzału i zdobyć bramkę (na wprost).
  • Wygrywa zawodnik, który jako pierwszy zdobył gola – jego drużyna otrzymuje punkt.
  • Po zakończeniu akcji zamiana miejsc.

Modyfikacje

  • Zawodnicy strzelają do bramki po przekątnej.
  • Ćwiczenie odbywa się bez strefy strzału (dowolne zakończenie akcji 1×1 z bramkarzem, strzał).
  • Strzał na jedną bramkę z jednym bramkarzem.

Co wnosi organizacja konkursu strzeleckiego w taki właśnie sposób? Po pierwsze – podnosi intensywność. Rywalizacja w parach sprawia, iż ćwiczący muszą prowadzić piłkę na sto procent, ich zadaniem jest wypracowanie sobie dogodniejszej sytuacji strzeleckiej od przeciwnika. Po drugie: mijają się ze sobą po przekątnej, muszą wykonać zwód, mieć na uwadze rywala, istnieje możliwość, że coś pójdzie nie tak – muszą reagować na zmienne warunki (nie są tak komfortowe, jak podczas „zwykłego” strzelania na bramkę). Po trzecie: to nie ja wyznaczam początek akcji, a zawodnicy za plecami – uczymy się komunikować, podpowiadać, dogadywać, organizować.

Nawet – wydawałoby się – dziecinnie proste zadania można przygotować w sposób bardziej wymagający dla gracza, bardziej przypominający warunki meczowe. A to powoduje, iż jako trener nie muszę krzyczeć „dawaj, szybciej prowadź!”, ponieważ sytuacja sama determinuje szybkie prowadzenie piłki przy stopie.

Warto pokombinować, coś przestawić, spróbować zrobić inaczej, niż zwykle. I viola.