Znów trochę prywaty, czyli co tam słychać o trenera, który zaczął mądrować się w internecie. A przez ostatni czas działo się u mnie naprawdę sporo na boisku i poza nim.

Oficjalnie: udało nam się wystartować i otrzymaliśmy decyzję o wpisie naszego stowarzyszenia do klubów sportowych. Było intensywnie o czym wspominałem już we wcześniejszej odsłonie, do której odsyłam po szczegóły.

Fajne w takich niespodziewanych sytuacjach jest to, że człowiek uczy się zupełnie nowych rzeczy. Ja nauczyłem się jak założyć klub piłkarski. Byłem przy tym od deski do deski, zwiedzałem wszystkie urzędy, załatwiałem formalności i służyłem swoją pomocą rodzicom. Tak naprawdę spodziewałem się nieco bardziej krętej drogi, ale przeliczyłem się. Na plus rzecz jasna. Jest troszkę papierków do wypełnienia, ale nie ma wielkiej tragedii. Jeśli ktoś z was będzie kiedyś chciał mieć coś swojego i i zabawić się w Abramowicza – działajcie śmiało, bo to nic skomplikowanego. Zwłaszcza gdy będziecie mieć wkoło siebie kilka osób do pomocy.


W niedzielę rozgrywaliśmy na orliku drugą edycję turnieju 35+ (w zasadzie w tamtym roku było to 30+, ale próg wiekowy podnieśliśmy teraz troszkę w górę). Pierwsze, historyczne rozgrywki organizowane przez nową akademię. Piknik, ciasta, herbatka, kiełbaska z grilla – wszystko było. I było także sporo grania. Przyjechało do nas 8 zespołów z różnych stron Polski.

Jeśli szukacie jakiejś fajnego pomysłu do zaangażowania rodziców (nie tylko płci męskiej rzecz jasna, bo panie przychodzą też dopingować mężów), polecam zorganizować taki turniej. U nas po pierwszej edycji zawiązała się grupa rodziców, którzy od tamtej pory trenują ze sobą 2x w tygodniu. Gdy Miśki trenowały na mrozie w zimę, rodzice oczywiście nie mogli być gorsi i również trenowali na orliku. No bo jak? 12-latkowie zahartowani, a rodzice pochowają się do hali? To nie byłoby dobre rozwiązanie!

Pod względem integracji takie imprezy są kapitalne – pomagali w niej opiekunowie ze wszystkich 3 grup, jakie mamy w akademii. Przy tym zawsze jest bardzo wesoło, dzieciaki mają sporo frajdy mogąc popatrzeć na tatków, jak kopią piłkę. Role się wtedy odwracają – to ci mniejsi mogą po meczach powiedzieć: „dobrze było” albo „zostawiłeś chłopa z tyłu bez krycia”.

Tradycyjnie już w czuwaniu nad wszystkim pomagały mi moje Miśki z rocznika 2007. Wyniki można było sprawdzać live na facebooku, ponieważ wklepywane były przez nich od razu w komputer. Takie innowacje. To też pomaga, bo nikt nie szuka rozpiski, nikt nie kręci się przy stoliku, każdy może sprawdzić terminarz i przebieg turnieju w dowolnym miejscu na obiekcie. Polecam spróbować – sprawdza się. Ja używam do tego dokumentów google, udostępniam link z terminarzem, w którym wszystko wbijane jest na bieżąco. Wystarczy zamieścić link na fejsie i gotowe.

Za rok w kwietniu kolejna edycja!