Pojechaliśmy kiedyś na obóz piłkarski z rocznikiem 2007. Oprócz moich miśków było jeszcze sporo dzieciaków z innych roczników. Wszystko miało być przygotowane do dwóch treningów dziennie (graliśmy jeszcze na orliku). Mieliśmy mieć do wykorzystania dwa obiekty: orlik właśnie oraz pełnowymiarowe boisko. Jest problem – okazało się. 18 moich chłopców oraz jakiś 20 pozostałych z akademii musiało trenować na orliku.

Przełomowy moment. Przyzwyczajony byłem, by do zajęć wykorzystywać cały plac, natomiast sytuacja wymusiła na mnie zmiany i jakoś musiałem sobie z tym poradzić. Przecież nie mogłem odesłać miśków do domu albo powiedzieć: nie będziemy trenować. Przed wyjazdem miałem zaplanowaną całą strukturę naszych zajęć. Musiałem ją „lekko” zmodyfikować do… połowy orlika.

Możesz pomyśleć, że to niemożliwe. trudne do zrealizowania, ale ja chciałem dalej pracować z drużyną dwa razy dziennie i zrealizować to, co zostało zaplanowane. I po zmianach pewnych elementów, pola gry różnych ćwiczeń – udało się. Miałem również do pomocy drugiego trenera, więc spokojnie daliśmy radę!

W Lututowie jest jeden orlik, więc jeden oświetlony plac do treningów zimą. Grup do treningu na dworze? Dwie (dwie w hali). Także trzeba było się dzielić. Wszystko musiałem zaplanować, by było intensywnie, by trening spełniał swoje założenia, by miśki wyszli z niego zadowoleni i by były efekty. I tak uważam, że lepsza jest połówka orlika niż hala.

Powyższe sytuacje sprawiły, iż nauczyłem się kompresować swoje treningi do mniejszego pola, znalazłem kilka rozwiązań, by moi zawodnicy nie musieli przemieszczać się z jednego końca boiska na drugi. Naprawdę, z czasem, dało mi to do myślenia: hej, ile czasu zaoszczędzam na przechodzenie z jednego punktu do drugiego, choćby w przypadku samej przerwy na picie!

Najwięcej problemów miałem z samym podsumowaniem treningu grą. Połowa orlika nie jest idealnym rozwiązaniem. Cóż, 4×4 + bramkarze, a na boku zawodnicy mieli dodatkowe ćwiczenia z piłkami w formie ścisłej. Zmiany czwórek co 3 minuty. Gdy zawodników z obu grup było mniej, graliśmy między sobą.

Całe szczęście idziemy do przodu, teraz mamy do dyspozycji także duże boisko trawiaste, a zimę przepracowaliśmy jak należy.

Z infrastrukturą w naszym kraju jest jeszcze różnie. Niby tragedii wielkiej nie ma, ale szału też nie. Więc kilka wskazówek, jak wybrnąłem z „tarapatów”.

Powiem więcej – dalej staram się kompresować swoje treningi (na szczęście samej gry już nie muszę), przebywać jak najdłużej w jednym polu i wykorzystywać je w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe. Pewnie, nie wszystkie ćwiczenia są do zrealizowania w tym samym obszarze, ale można pokombinować.

Plan przestrzeni

Początkowo planowałem sobie przestrzeń na orliku w programie ProTrainUp, ale teraz robię to po prostu w głowie. Układam konspekt w taki sposób, by rozmieścić odpowiednio środki treningowe na boisku (orliku lub pełnowymiarowym). Próbuję poruszać się w jednej strefie, chociaż – wiadomo – nie każde ćwiczenie się w nią wkomponuje. Gdy mam jedno większe pole gry, to mniejsze mogę ustawić w tym większym i działania całego zespołu są zawężone.

W tym czasie trzeba też wyznaczyć punkt picia wody i punkt, w którym leżeć będą piłki podczas przerw (o piłkarz też już pisałem). Tak, by były one mniej więcej po środku i blisko miejsca, w którym przebywam ze swoją ekipą najdłużej.

Na dużym boisku także staram się zastosować małą przestrzeń, chyba że robimy rzeczy, które po prostu wymagają wykorzystania całej szerokości boiska – takie też się pojawiają. Mimo to wykorzystuję maksymalnie jedną połowę (nie licząc gry np. 9×9).

Dyżurni

W każdym konspekcie wyznaczam dyżurnych, pomagających mi ze sprzętem przed i po treningu. W trakcie zajęć również „usuwają” niepotrzebny już sprzęt do punktu – np. jeden kolor stożków. O kolorach za chwilkę.

20 minut przed czasem

Myślę, że to już staje się normą wśród trenerów, ale trzeba o tym przypomnieć. Zawsze jestem przynajmniej 15-20 minut przed zajęciami, by jeszcze raz rzucić sobie okiem na konspekt, spojrzeć na boisko i zweryfikować, czy odpowiednio wszystko obmyśliłem. To też jest czas dla mnie na wprowadzanie szybkich poprawek. Bo przecież nie każdy element da się odpowiednio przygotować i nie ma się czego wstydzić. Jako trener trzeba wyciągać wnioski ze swojej pracy i to żadna ujma, że jakieś ćwiczenie nie wychodzi lub było źle przygotowane. Gorzej, jak trener idzie w zaparte, mimo iż widzi, że coś jest nie tak.

Różne kolory, różne ćwiczenia

To bardzo pomaga – stożki czerwone to jedno ćwiczenie, stożki niebieskie rozstawione są do kolejnego etapu zajęć, stożki zielone do jeszcze innego. Wykorzystałem to właśnie na wspomnianym wcześniej obozie, gdy musiałem mieć np. mniejsze pole we większym lub ćwiczenia zostały rozstawione obok siebie. Po prostu nic nikomu się nie myliło.

Przejście w jedną stronę

Jeśli już musimy przechodzić z pola do pola, to staram się to robić w taki sposób, by nie było chaosu. Jeśli się przesuwamy, to ciągle w jedną stronę – np. o jeden obszar w lewo. Kolejne ćwiczenie znów jest rozstawione po lewo od tego, w którym aktualnie się znajdujemy. Nie jest tak, że zaczynamy coś na jednym końcu boiska, przechodzimy na drugi koniec, by za chwilę robić coś w środku.

Modyfikacje w trakcie

Jeśli coś jest nie tak, jak trzeba – zmieniam to. Zwiększam i zmniejszam pole lub zamieniam całkowicie ćwiczenie gdy np. jest nowe, robimy je po raz pierwszy i widzę, że „nie idzie”. Gdy tak się dzieje, po prostu trzeba odpuścić i zastąpić dany środek treningowy czymś znanym, ale wpisującym się w temat zajęć.

Podsumowanie

Dobre „rozłożenie” treningu przed jego startem to ważna sprawa. Ja sporo nauczyłem się właśnie poprzez przeciwności, które spotkałem na swojej drodze – trzeba je traktować jako wyzwania a nie jako przeszkody. To oczywiście jest moje podejście do przygotowania zajęć. Inni trenerzy mogą mieć inne, będą woleli pracę, w której stożki i pola gry na siebie nie nachodzą, będą wykorzystywać całe boisko. Każdy pracuje, jak mu wygodnie. Ja podsunąłem swoje pomysły, by usprawnić trening i tracić w nim mniej czasu.