Długo nie pojawiał się tu dłuższy tekst. Byłem nieco zabiegany. W sumie – jestem dalej. Ale znalazłem chwilkę na trochę prywaty i kolejną odsłonę serii „Co u kołcza”, czyli co tam słychać trenera, który zaczął mądrować się w internecie.

Odszedłem z AP Wieruszów z końcem marca. Długa historia, nie ma sensu się rozdrabniać. Lokalizacja, w której pracowałem, czyli Lututów, nie istnieje. Ale – no właśnie – powstaje tam nowa akademia, której będę koordynatorem. Także spoko – dalej będę robić to, co robić uwielbiam. Dalej będę mógł podrzucać Wam swoje pomysły na gry, zabawy czy gotowe konspekty treningowe.

Przez ostatni miesiąc jest naprawdę grubo, czuję się jakbym grał na pełnej 90 minut i jeszcze przy okazji zaliczał jakieś dogrywki. Ale zbliżamy się do finału – mam nadzieję, że szczęśliwie do niego dobrniemy.

Wspólnie z rodzicami ogarniamy sprawy organizacyjne, rejestrujemy stowarzyszenie, jeździmy do urzędów, załatwiamy formalności, organizujemy spotkania. W skrócie – dzieje się. Bym zapomniał – jeszcze trenujemy i pykamy meczyki.

Nigdy nie miałem styczności z taką liczbą papierków. Ale – cieszę się, że wreszcie mam. Nauczyłem się mnóstwo nowych rzeczy dzięki takiemu rozwojowi sytuacji. Musiałem zwyczajnie w świecie się podciągnąć. Potraktowałem to jako wyzwanie. Trzeba więc zrobić wszystko, by temu sprostać. Lekko nie jest, ale motto nowej szkółki piłkarskiej to: „zawsze razem!”. Więc jest raźniej.

Miśki, które grały wcześniej pod szyldem APW, a zostały ze mną w Lututowie (czyli praktycznie wszyscy, nie licząc dwóch misiów) nie dograją ligi, ponieważ zostaliśmy z niej wycofani. Gramy towarzysko – mam na głowie także organizowanie nam sparingpartnerów, by nie stracić zbyt wiele wiosną. Całe szczęście – udaje się. I to jak! W poprzednią niedzielę zagraliśmy z MKS’em Zduńska Wola, a w tym tygodniu czekają nas trzy starcia. Nieźle! Nie sądziłem, że wycofując drużynę z ligi będziemy grali więcej. Drużyny, z którymi mieliśmy mierzyć się w oficjalnych meczach zgodziły się też na granie towarzysko. Terminy zostały te same, starcia te same, emocje te same. Przecież nie chodzi o punkty, a o granie. Nie?

Jesteśmy na dobrej drodze. Powoli zmierzamy do celu. Trzymajcie kciuki.

P.S. Co do grania – w czerwcu (6-9) jedziemy na turniej smoka do Krakowa – rocznik 2007. Może ktoś z Was też się wybiera i będzie można przybić piątkę i pogadać?