Słowo ma moc. Ma ją wypowiedziane świadomie lub nie. I – właśnie – musisz być tego świadomym. Słowo może być czymś w rodzaju kuli u nogi dla kogoś, kto właśnie odrywa się od ziemi i zaczyna latać. Może ściągać w dół, gasić największy entuzjazm i zabijać marzenia. Może pozbawiać wiary w siebie i w sens tego, co robisz. Ale może być także sprężystą trampoliną, zapewniającą odpowiednie odbicie i zachwyt. Może być najlepszej jakości paliwem, które sprawi, iż Twoje ferrari nigdy się nie zatrzyma.

Mały piłkarz na treningu i w domu potrzebuje paliwa. Dużo paliwa. Potrzebuje wsparcia w tym co robi, cokolwiek by to nie było. Chce być najlepszy, bo kto nie chce? Nawet jeśli nie uda mu się zdobyć bramki. Nawet gdy przestrzeli rzut karny w serii jedenastek w tym strasznie ważnym dla niego turnieju. Nawet gdy uzna, że był to jego najgorszy dzień w życiu. Ostatnią rzeczą, której chce słuchać, jest przypominanie „gdybyś uderzył lepiej”. To jak podcinanie złamanego skrzydła.

Jesteś w stanie tego uniknąć, sprawić, że ferrari po krótkim postoju ponownie zacznie pędzić 120 kilometrów na godzinę. Nic nie będzie w stanie go zatrzymać. Porażki staną się lekcjami, bo kto nie przegrywa, ten się nie uczy. Potknięcia będą akceptowane, staną się normalnością i zostaną wrzucone do wspólnego worka wraz ze zwycięstwami jako część tej zabawy. Brzmi fajnie, prawda?

Jak więc nie być osobą, która teoretycznie próbuje zmotywować małego piłkarza, a osiąga zupełnie odwrotny do założonych celów skutek?

Nie porównuj go do innych

Lubimy porównania. W piłce nożnej jest ich mnóstwo. Ronaldo i Messi, Real i Barca, Juventus i Torino, Złoczewia i Iskra Stolec. Statystyki pokazujące, który z zawodników przebiegł więcej kilometrów lub wykonał więcej sprintów. Jednak porównywanie małego piłkarza do innego małego piłkarza (zwłaszcza stawiając go w gorszym świetle) nie jest dobrym rozwiązaniem. To nie motywuje, ukazuje różnice, braki, niedoskonałości, czyli wszystko, co ma on, a nie mam ja (jestem gorszy).

Zamiast porównywać, poszukaj wzoru do naśladowania – ideału do którego mały piłkarz będzie dążył samodzielnie i dzięki któremu będzie rozwijał swoje umiejętności.

Nie mów, że coś zrobił źle. Mów, że może lepiej

Nie koncentruj się na negatywnych elementach. On nie jest głupi, wie, że ma słabszą lewą nogę, że jest wolniejszy od Marcela i że nie wychodzi mu strzał prostym podbiciem. Dodatkowe akcentowanie niedoskonałości („ten strzał był kiepski”) ani go nie poprawi, ani nie zmotywuje. Poszukajcie wspólnie rozwiązania problemu, zapytaj, co może zrobić lepiej i jak możesz mu w tym pomóc. Skup się na wyciągnięciu pozytywów: „super, ten strzał był dużo lepszy niż na poprzednim treningu, robisz postępy, może jeszcze nad tym popracujemy?”. Gwarantuję, że popracujecie z uśmiechem i pełnym zaangażowaniem, jakbyście grali finał Ligi Mistrzów.

Nie żartuj z niego

Bo nawet jeśli nie masz niczego złego na myśli i chcesz rozluźnić atmosferę typowym „kopiesz jak stara babcia”, nigdy nie wiesz, w jaki sposób odbierze on twój żart. A jeśli już naprawdę chcesz rozładować napięcie i wprowadzić nieco luźniejszej atmosfery – zażartuj z siebie.

Nie lekceważ jego problemów

Z perspektywy dorosłego człowieka dziecięce problemy wydają się do rozwiązania za pomocą magicznego pstryknięcia palców. Jakbyśmy mieli jakieś super-moce. Spróbuj jednak cofnąć się myślami do momentu, w którym miałeś lat osiem lub dziesięć. Sytuacje wydawały się kanionami nie do przeskoczenia i murami nie do zniszczenia. „Ty to masz problemy” jest ostatnim zdaniem, które należy wypowiadać. Porozmawiajcie, znajdźcie rozwiązanie, bazując choćby na Twoim życiowym doświadczeniu. Wskaż możliwości i powiedz „wierzę, że dasz sobie radę”.

Nie podnoś głosu

Krzykiem jesteś w stanie bardziej go przerazić, niż zmotywować do działania. Wprowadzisz zatem bardziej nerwową atmosferę, stres, paraliż i strach przed popełnianiem błędów. A są przecież one bardzo potrzebne, by wyciągać wnioski i pytać siebie, co można było zrobić lepiej. A więc zamiast podnosić głos rozmawiaj, pytaj, odpowiadaj. Bądź partnerem we wspólnie przeżywanej przygodzie.

I niech ferrari będzie wiecznie zalane pod korek.