Pierwszą stronę internetową stworzyłem gdy miałem lat 14. Oczywiście była o mnie. Grałem w piłkę w lokalnym klubie, odbijała mi sodówka, miałem ksywę „gwiazda” i chciałem mieć własną „official website” jak Cristiano Ronaldo. Bardzo lubiłem go oglądać, jeszcze w Manchesterze United, w Realu Madryt też, choć później jakoś mi się przejadło.

Witrynę założyłem na darmowym serwerze, nie miała takiej zwykłej końcówki „pl”, a jakieś vhg, czy inne gfh.pl. Ale była i była moja. W kolorze granatowym, z newsami o mnie, tabelą, wynikami, zdjęciami tygodnia, wywiadami. Istne szaleństwo. Mogę powiedzieć dziś, iż założyłem bloga lifestylowego nawet o tym nie wiedząc. Szkoda, że już nie istnieje, bo chętnie bym o sobie poczytał. Każdy ma niekiedy głupie pomysły. Grunt to wyciągać z nich wnioski – jak już o sobie pisać, to chociaż na profesjonalnie wyglądającym blogu.

Tego miejsca nikt nie pomagał mi zrobić. Jest moją wizją i tworem od A do Z. Początkowo na wolniejszym i tańszym serwerze, a teraz na trochę lepszym i szybszym. Przenosiny bloga też mogłem załatwić pisząc do pana z obsługi. Robią to za darmo w ramach wykupowania usługi hostingowej w firmie x. Miałem ochotę zrobić to sam z jednego prostego powodu – chciałem się tego nauczyć. Z początku trochę nie wyszło, blog przez dwa dni wyglądał jak Mirosław spod sklepu, ale po szybkiej kuracji i wymianie wiadomości z wyżej wspomnianym panem, powiedzmy, że miał na imię Rafał, dałem radę i stoi. Blog stoi.

Początkowo świecił darmowym motywem, którego wreszcie postanowiłem zmienić. Nie było to też takie proste – nowe funkcje do ogarnięcia, kombinowanie, grzebanie w kodach, dopracowywanie każdego szczegółu. Ponownie próbowałem być samodzielny. Miałem chwilę zwątpienia i raz już powiedziałem sobie: mam to w nosie, koniec. Później zabrałem się do roboty, w głowie miałem ciągle myśli, że przecież wszystko może wyglądać lepiej, trzeba tylko pokombinować. I mimo że po pierwszych szlifach strona wyglądała jakby zaprojektował ją 5-latek w paincie, po kilku dniach wszystko zaczęło nabierać fajnych, eleganckich kształtów. W sumie dalej wszystko poprawiam, bo ciągle znajduję jakąś rzecz, która może wyglądać bądź funkcjonować lepiej.

Lubię bawić się też grafikami. Zabawa ta łączy się ściśle z blogiem, bo skoro nie idę „na gotowe” od kogoś, jestem także osobą odpowiedzialną za oprawę wizualną. Zaczynałem od gimpów i innych darmowych programów. Dalej ich używam – są spoko. Korzystam też z innych płatnych bajerów. Lubię się inspirować, ale jestem samoukiem. Jak nie wiem, jak coś zrobić, wbijam w google jak to zrobić i po prostu robię. Nie ma rzeczy, której nie mogę się nauczyć. Są tylko takie, które mógłbym odpuścić. Czasem siedzę do późna. Nie lubię sobie przerywać, zwłaszcza w momencie nauki nowych elementów. Jestem jak w transie.

Jakiś czas temu rozmawiałem z moim przyjacielem, od czasów studiów mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, sporo się widujemy, gadamy o piłce i dziewczynach, o filmach i serialach. Kiedyś stawiałem mu stronkę. Gadamy i mówi: „wiesz, w porównaniu z tymi grafikami, co kiedyś robiłeś, te są zajebiste”. Bartek jest jednym z największych fanów tego miejsca i mocno mi kibicuje, mimo że jest również największym Januszem futbolu, jakiego znam. Pewnie czytasz ten tekst, więc ślę pozdrowienia i buduj sobie na spokojnie domek, bo niedługo cię odwiedzę.

Na wszystko potrzeba czasu. Każda rzecz, która przybiera w tym momencie taki, a nie inny kształt, musiała mieć gdzieś, kiedyś swój start. Podobnie jak z treningiem czy to u dzieci, czy u dorosłych. Podobnie jak z pracą trenera. Gdy przypominam sobie swoje pierwsze zajęcia… wolałbym tego nie robić, gdyż to bolesne niczym siad na pinezce. A jednak. Wiele rzeczy dziś zrobiłbym inaczej, popełnił mniej błędów, dawał więcej wskazówek, częściej jeździł na szkolenia, których na początku swojej przygody unikałem. Bo po co mi one? Rozmawiałbym więcej z kolegami po fachu, z dzieciakami. A może nawet wyrzuciłbym z drużyny chłopaka, przez którego inni nie chcieli trenować. Może w wieku 19 lat, jako trener, nie miałem jaj, by to zrobić. A może po prostu przeprowadziłbym z nim męską pogadankę?

Pewnie za parę lat, patrząc znów na siebie z dziś, powiem sobie: hej, Łakomy, ale byłeś głupi, zrobiłeś tak wiele beznadziejnych rzeczy. Ale mam też nadzieję, że dodam po tym: a jednak, jesteś tu, gdzie jesteś.

Istotne jest dostrzeganie, co zrobiłbym inaczej w tamtych momentach. Jeśli zauważasz takowe w swoim życiu, konkluzja jest prosta – nieustannie się rozwijasz. Życie to proces (nie tylko to sportowe). Każde zdobyte doświadczenie to kolejne płatki do kuli śniegowej, którą kiedyś zacząłeś toczyć. W punkcie startowym kula nie prezentowała się zbyt okazale. Najważniejsze, abyś widział, jaką miałeś wcześniej, a jaką masz teraz. Musisz zauważać kolejne doczepione do niej elementy, a także szukać ścieżki, na której śniegu będziesz miał po same… łydki. Pamiętaj: im większa kula, tym szybciej lepi się do niej nowe. Ale też ciężej się ją pcha, zwłaszcza pod górkę.

W zasadzie chcę powiedzieć ci jedno, bez względu na to, kim jesteś – szkoleniowcem, który chce trenować dzieci, szkoleniowcem który chce trenować kadrę narodową, rodzicem, chcącym wychować kolejnego Lewandowskiego, a może nowym Lewandowskim – nigdy nie przestawaj próbować. Nawet jeśli zrobiłeś w życiu tysiące głupich i beznadziejnych rzeczy. Gdybyś nie zrobił ich wtedy, nie byłbyś w miejscu, w którym jesteś teraz.