Trochę wody w Wiśle upłynęło od ostatniej prywaty, jaką napisałem na łamach tego bloga. Powody? Dwa. Miałem bardzo intensywne wakacje na murawie. Trochę się u mnie pozmieniało w życiu prywatnym. Pozmieniało do tego stopnia, że sezon w pełni, a ja jeszcze nie obejrzałem żadnego meczu w telewizji od deski do deski. Ale nadrobię. Na razie jadę skróty.

Nie wiem jak wy, ale ja skaczę w podskokach – wakacje dobiegają końca. Wreszcie będę mógł założyć swój elegancki dres. Przestanę pocić się siedząc i klepiąc w klawiaturę (jak w chwili obecnej). I oczywiście zaczynamy regularne, ligowe zmagania z miśkami. Zapewne też się z tego cieszą, otworzyliby szampana, ale że wraz z rozpoczęciem sezonu startuje szkoła, nastroje są stonowane.

Po naszych wojażach możemy odetchnąć organizacyjnie. Piłkarska Akademia Lututów śmiga w pełni. Za nami szalone okienko transferowe, które nie należało wcale do Realu Madryt, Barcelony, czy też PSG. Ono należało do lututowskiego klubu! Wszyscy zawodnicy i zawodniczki z poprzedniej akademii, w której pracowałem, będą od tego sezonu reprezentować błękitne barwy. Udało się, zapięliśmy wszystko na ostatni guzik i jesteśmy gotowi do tego rajdu.

Czas letni wykorzystaliśmy naprawdę dobrze. Początek poświęcony na aktywny wypoczynek, luz, śmieszkowanie i rozmowy o pogodzie. Czyli hulaj dusza, piekła nie ma. Dla mnie był dobry moment na złapanie oddechu, zresetowanie głowy i zastanowienie się nad nowymi pomysłami.

W sierpniu zaczęliśmy już pracę na dobre. Z rocznikiem 2007, który od września występować będzie w lidze, rozegraliśmy kilka meczów kontrolnych i dwa fajne turnieje. Dużo grania, dużo materiału do analizy, ale także sporo powodów do uśmiechu – prezentowaliśmy się fajnie, graliśmy ładną piłkę, a to dla mnie najważniejsze.

Miło jest patrzeć na swoich podopiecznych i na progres, jaki wykonali. Nie tylko ten piłkarski, ale także pod względem sprawności ogólnej – naprawdę podoba mi się to, jak poruszają się moi zawodnicy, jak biegają, jak radzą sobie ze zmianami kierunku, podskokami nad rywalem wykonującym wślizg, szybkim wstawaniem, a także upadkami. To cieszy moje oko równie mocno, jak piękne podanie. Nie wiem, czy ktokolwiek z nich będzie kiedyś grał w piłkę, ale wiem, że w swoim późniejszym życiu będą po prostu sprawniejsi od rówieśników siedzących przed komputerami.

Podobne rzeczy dostrzegam w swojej drugiej, młodszej grupie, którą mam pod swoimi skrzydłami. Z tą ekipą również poszaleliśmy na murawie towarzysko. Udało nam się – zupełnie przypadkiem – wziąć udział w sparing day w Burzeninie. KS Grom Warszawa (dwie drużyny), Warta Sieradz (dwie drużyny), FC Bonus i my. Mnóstwo minut, a w planach było jedno starcie z chłopakami ze stolicy. Ale rodzice też chcą, by dzieci grały jak najwięcej, więc mnie się przyjemnie pracuje.

Wakacje wykorzystane w pełni i z tego powodu uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Zrobiliśmy dobrą robotę i nie zamierzamy przestawać.

Czekam z niecierpliwością na ligowe zmagania i na trochę czasu, by pooglądać znów Virgila van Dijka w akcji. Bardzo cieszę się, że futbol po kilku latach wreszcie docenił obrońcę.