Miało być „Co u kołcza”, ale chyba ten tytuł jest trochę za długi. Przejdźmy zatem od razu do mięsa – „nowej” roboty.

Dziś oficjalnie mogę napisać o mojej sytuacji jako trenera.

Było trochę zamieszania. Po moim poście na prywatnym profilu na fejsie, że odchodzę z AP Wieruszów dostałem sporo ciepłych wiadomości i komentarzy. Bardzo za nie dziękuję.

Pojawiło się też kilka pytań: co dalej, jaki klub, jakie plany. Było też kilka telefonów i rozmów, czy nie jestem zainteresowany pracą. To bardzo miłe uczucie, gdy ktoś cię gdzieś chce. Serio. Nie sądziłem, że aż takie.

W planach miałem zaczynać wszystko od nowa, dostałem propozycję, której się nie odrzuca, ale… No właśnie. Rodzice dzieciaków, z którymi pracowałem w Lututowie (jednej z wcześniejszej lokalizacji APW) zdecydowali się założyć własny klub. Przedstawili mi więc kontrofertę.

Ja naprawdę bardzo przywiązuję się do młodych grajków, z którymi pracuję. Myśl, że mam ich zostawić nie była najprzyjemniejszą myślą.

Całość wygląda naprawdę fajnie, mamy w miarę spoko warunki, wsparcie władzy, jakiś fundament sportowy, który zrobiliśmy przez ponad 2 i pół roku.

Więc oficjalnie z dniem 1 maja znów jestem zajęty. Podpisaliśmy umowę z Piłkarską Akademią Lututów i działamy dalej, ale jeszcze prężniej.

Wrzucam sporo postów, zdjęć, newsów (na swój facebook i instagram), co tam się u nas dzieje, bo serio jestem dumny z każdego miśka, z którym pracuję. Robimy ogromne postępy wszyscy. Ja jako trener też staram się je robić.

Mamy zgrany team – dzieci i rodziców. Mamy ekipę 35+, do której serdecznie zapraszamy nie tylko opiekunów, ale też naszych kibiców. Mamy 3 grupy młodzieżowe (w miejscowości, która nie ma 3 tysięcy mieszkańców) i nikt nie wmówi mi, że nie ma dzieci do grania w piłkę (bo często to słyszę a to od starych działaczy, a to od trenerów) i że kiedyś było lepiej. Kiedyś było inaczej. Fakt. Ale dzieci nadal są. Tylko jak kiedyś było inaczej, nie można podchodzić do dzieci jak „kiedyś”. Trzeba podchodzić do nich „teraz”.

Slogan: „dziś dzieciom się nie chce” to wytłumaczenie nasze, dorosłych, którym równie mocno nie chce się zaangażować młodych na miarę nowych czasów. Patrząc w napięte grafiki swoim pociechom mówimy: „zajmij się czymś”. Więc się zajmują. Sami. Czymś. Tak sobie teraz myślę, że gdyby 20 lat temu powstał taki orlik, to razem z tatą byśmy na nim spali. To on się ze mną „czymś” zajmował i „czymś” mnie zarażał. I dlatego też – a może głównie dzięki temu – istnieje ten blog. Dzięki temu grałem w piłkę i dzięki temu zostałem trenerem. Dzięki, tato.

Mam nadzieję, że przed nami jeszcze dużo dobrego i do zobaczenia na murawie. Tym razem w błękitnych barwach.