Rok pracy w żakach. Jak trenowaliśmy z grupą?
Rok. Szmat czasu, by zrobić z małymi piłkarzami coś naprawdę dobrego. Szmat czasu, by przekonać ich, że kopanie czubkiem buta nie ma sensu. Szmat czasu, by przegrać wszystkie ligowe mecze i pomimo tego budować dobre nastroje. Szmat czasu, by przekonać się, że lekko nie ma, a porażka boli. To też szmat czasu na naukę, że przegrana wpisana jest nie tylko w sport, ale też w codzienność i dobrze jest, gdy potrafisz zaakceptować ten fakt. Czasem po prostu zaliczasz glebę. I tyle.
W maju poprzedniego roku wcisnęliśmy przycisk „start”. No i działo się! Zawiązaliśmy dziesiątki par butów. Przestrzeliliśmy setki sytuacji z metra na pustaka. Przedyskutowaliśmy tysiące minut o tym, jak prowadzić piłkę, by rywal nam jej nie odebrał. Mimo tego zwykle nam ją odbierał. I tak właśnie jest, gdy zaczynasz. Musisz mieć nerwy ze stali, niczym Wolverine.
Włożyliśmy naprawdę dużo wysiłku przez ten rok. Musieliśmy biegać szybciej niż inni, bo inni trenowali dłużej. Musieliśmy pracować mocniej, skupić się bardziej i wiązać obuwie w mgnieniu oka, by tracić jak najmniej czasu. Tym sposobem udało nam się stworzyć fajną grupę, do której dołączają kolejne nowe twarze. Nad czym skupiliśmy się w tym czasie w ekipie żaka?
Budowanie relacji
Element kluczowy, bez którego nie bylibyśmy w stanie ruszyć dalej. Budowanie zaufania do nas jako trenerów zarówno wśród dzieci, jak i rodziców. Przekonania wszystkich dookoła, że to, co robimy ma sens i jest w tym jakiś plan, w którym najważniejsi są mali piłkarze (nie tylko sportowo, ale jako ludzie).
Pozwalaliśmy na błędy, nagradzaliśmy za odważne akcje i – pomimo wielu, wielu niepowodzeń – wierzyliśmy w naszych podopiecznych. W momencie, gdy wszystko szło źle, dostawaliśmy lanie za laniem, wierzyliśmy w każde ich zagranie i w nasz plan.
Poprosiliśmy o cierpliwość zarówno dzieciaki jak i ich rodziców. Otrzymaliśmy kredyt zaufania. Tego nie można zaprzepaścić.
Zderzenie z porażką
Tu trudne. Dla nas, dla rodziców, a dla dzieci w szczególności. Dla nich każdy mecz jest finałem Ligi Mistrzów. To może się nie powtórzyć. Każda stracona bramka bolała podwójnie.
Grupę żaka zgłosiliśmy do rozgrywek ligowych mając świadomość, że zmierzymy się z drużynami zdecydowanie mocniejszymi od nas, bardziej otrzaskanymi. Miało być ciężko i było ciężko.
Jestem jednak z tych ludzi, którzy starają się wyciągać maksymalnie dużo pozytywnych rzeczy z każdej napotkanej mnie sytuacji. A te potraktowałem w drużynie jako naukę przegrywania. To nie gra, w której zmienisz poziom na łatwiejszy. Musisz się z tym zmierzyć. I musisz zmierzyć się również ze swoimi potknięciami. To swego rodzaju łapanie odporności na kolejne zaliczanie gleby. W końcu wstajesz, otrzepujesz spodnie i ruszasz dalej.
Odbiór
Aby zrobić coś z piłką, musisz ją posiadać. Dlatego głównym elementem piłkarskim, nad którym skupialiśmy się przez rok pracy z początkującą grupą żaka był odbiór piłki. Pojawiał się on jako zadanie do wykonania niemalże w każdym ćwiczeniu, jakie zaplanowaliśmy w jednostkach treningowych. Oczywiście tuż po udanym przechwycie futbolówki pojawiała się druga, istotna rzecz.
Zdobywanie przestrzeni poprzez prowadzenie piłki
Prowadzenie piłki? Owszem. Gra 1×1? Owszem. Ale jaki jest cel pojedynku z rywalem? Kiwanie dla frajdy? W pewnym sensie też. Dla nas jednak każde działanie podejmowane na murawie miało przybliżać nas do końca akcji, a było nią zdobycie bramki. Dlatego jeśli skupialiśmy się na prowadzeniu piłki, pojedynkach 1×1 czy 1×2, wszystko miało na celu zdobywanie przestrzeni, by futbolówka znalazła się jak najbliżej strefy bramkowej rywala.
Podanie – gdy partner ma więcej miejsca, niż ja sam
I to już ostatni z głównych elementów, czyli podanie do kumpla. Nie naciskaliśmy na takie zachowania, nie zmuszaliśmy zawodników, ale stwarzaliśmy warunki (np. gry 2×1) do pojawienia się sytuacji, w której gracz z piłką może wykonać podanie. I mógł to robić w momencie, gdy jego kolega miał więcej wolnej przestrzeni niż on sam. A jeśli sytuacja była odwrotna? Oczywiście przestrzeń zdobywał poprzez prowadzenie.
Stawialiśmy na prostotę
Jak wyraźnie widać – skupialiśmy się na bardzo prostych elementach zarówno na boisku, jak i poza nim. Jasne, pojawiały się również inne, jednak jedynie w formie akcentów i ciekawostek dla piłkarzy. Dalej czeka nas jeszcze mnóstwo roboty. Zakasujemy rękawy i jazda z żakami (teraz już z orlikami)!
PS. Na wszelkiego rodzaju pytania odpowiadam na lukasz@pilkarskikolczu.pl
Write a comment