Kiedy w maju 2021 roku odbywaliśmy swój staż w Akademii Widzewa Łódź złapaliśmy całkiem niezły kontakt z osobą odpowiedzialną za organizację tego typu wydarzeń w łódzkim klubie. Sporo rozmawialiśmy: o szkoleniu, o podejściu do młodych zawodników, o pomyśle na treningi, o klubach partnerskich. Po tygodniu dość ciekawego i owocnego czasu na obiektach w Łodzi wróciliśmy do swojej codziennej pracy w Królewskich Złoczew.

Kilkanaście dni później ponownie otrzymałem kontakt ze strony Widzewa – a może chcielibyście z nami współpracować? Klub występował jeszcze na zapleczu Ekstraklasy. Brzmiało naprawdę fajnie. Powiedziałbym nawet – kozacko. Pomyślałem: to będzie złoty strzał. Przede wszystkim marketingowy. Sportowy też, ale zapewne w mniejszych stopniu.

W czerwcu na stadionie przy ul. Piłsudskiego mieliśmy okazję podpisać umowę. Co, jak co, ale wnętrze, wszystkie pomieszczenia, puchary, cała otoczka – robi wrażenie. Samo przebywanie w takich okolicznościach było dla mnie naprawdę fajnym przeżyciem. Składanie podpisu również.

Od tamtego momentu minęło niemalże półtora roku, a ja po rozmowie z trenerami pracującymi na co dzień w Królewskich zdecydowałem się na wypowiedzenie umowy o współpracy. Dlaczego? A dlatego, że nie miała ona żadnego pozytywnego wpływu na działania naszej akademii.

Nowi zawodnicy trafiają do nas nie dlatego, że jesteśmy klubem współpracującym z kimś tam. Ten argument nie przekonał żadnego rodzica, a tym bardziej dziecka. Nikt nie pomyślał sobie „ok, tam jest fajnie, bo oni grają dla Widzewa”. Dlaczego więc ludzie nadal do nas przychodzą? Bo za cel postawiliśmy sobie jakościowe szkolenie dzieci i młodzieży, dobrą organizację i własny program, na którym bazują wszyscy trenerzy włącznie ze mną. Możesz mieć podpisaną umowę z Realem Madryt, ale jeśli nie oferujesz nic jako klub, nie licz na to, że tym argumentem wygrasz zaufanie.

Powiem więcej – myślę, że około 70 procent rodziców nie miało pojęcia o naszej umowie. Bo czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Chłopak ma być zadowolony, a rodzic ma widzieć pozytywny aspekt trenowania w klubie – podnoszenie umiejętności, wpływ na zachowanie dziecka, dużo grania i rywalizacji. To namacalne argumenty. To widać. To czuć.

Przez pierwsze dwa, może trzy miesiące na facebookowym zdjęciu w tle widniał napis „klub współpracujący z Widzewem Łódź”. Później? Zniknęło. Zastąpiliśmy je czymś naszym. Nie odczuliśmy niczego szczególnego po żadnym z tych ruchów.

Nasuwa się zatem pytanie: co otrzymasz w zamian za to, że jesteś klubem współpracującym z…? Podaję to na własnym przykładzie, ale z rozmów z kolegami po fachu wiem, że warunki z innymi są bliźniaczo podobne. W skrócie: otrzymasz nie za wiele. Możesz zrobić turniej pod hasłem „klubu współpracującego” lub pod hasłem „Królewski”. Szczerze? Wolałbym robić go promując wyłącznie własną markę, zwłaszcza, że wszystko ogarniasz sam. Szkolenia dla trenerów też jesteś w stanie zorganizować sam – jest ich mnóstwo. W sumie – jeśli chcesz, wszystko to, co oferuje Ci klub z ekstraklasy jesteś w stanie zorganizować sam. I – w sumie – możesz to zrobić lepiej.

Jedną z z bardziej kiepskich rzeczy w tejże współpracy jest fakt, że oddajesz swój największy skarb, czyli najlepszych wychowanków. Oddajesz ich za oferowanie Ci czegoś, co możesz zorganizować sam. Oddajesz ich za to, że ktoś jest dużym a Ty nie.

Nie jestem żadną wyrocznią co do współpracy na linii duży klub – mniejszy klub. Być może ktoś natknął się kiedyś na coś, co mu się spodobało. Mnie kamień spadł z serca, gdy pomyślałem sobie – ok, teraz niech moi zawodnicy idą w świat i niech idą, gdzie chcą i tam, gdzie będą mieć jak najlepsze warunki. Nie mam zamiaru decydować za nikogo. I to najlepsza z możliwych ścieżek rozwoju – niejedna.