Jak wrażenia po turnieju? Jesteście zadowoleni z tego, co dziś pokazaliśmy na boisku – zapytałem moich żaków po jednym z naszych ostatnich występów.
– Nie bardzo – wszyscy jednogłośnie, jak zgrany chór, odpowiedzieli na zadane pytanie.
– A turniej jak Wam się podobał, fajnie zorganizowany, co?
– Nooo – znów jednogłośna odpowiedź.

Widzę miny. Jakby przegrali finał mistrzostw świata po serii rzutów karnych. Chłopaki są zawiedzeni i sfrustrowani. Mają do tego prawo. Pomimo że w rozgrywkach nie ma klasyfikacji, nie ma tabeli, każdy z nich wie, kiedy mecz jest wygrany a kiedy przegrany. I każdy z nich wie, kiedy w grze coś się klei, a kiedy nie klei. Nie trzeba mieć magistra z piłki nożnej – po prostu wiesz, czy grasz dziś dobrze czy nie (nawet jako ośmiolatek, serio). Dlatego też uważam, że gra bez wyników z perspektywy młodego sportowca nic nie zmienia. Dzieci chcą wygrywać i dalej nienawidzą dostawać łupnia.

Też dostrzegam to, że mamy ciężki dzień, chłopcy są niemrawi i działają na zwolnionych obrotach. I może mieć na to wpływ kilka elementów: paru nieobecnych, jeden po rewelacjach żołądkowych, a drugi niewyspany po nocy. Nieistotne. Istotny jest fakt, że nie idzie. Biorę chłopaków na bok i mówię wprost: „nie idzie”. Bez mydlenia oczu. Bo czy byłbym fair wobec nich, gdybym powiedział: „chłopcy, jest fajnie!”.

Stawiam się na miejscu zawodnika. Z jego perspektywy widzę to mniej więcej tak: co on wygaduje, przecież wiem, że dziś gramy gorzej, nie mogę nikogo okiwać, cały czas niedokładnie podaje, a on jest zadowolony i mówi, że super? Coś mi tu nie gra.

Jasne, nie rugam chłopaków i nie mówię: „jesteście beznadziejni!”. To nie krytyka, to głupota. Nie mam zamiaru nikogo dołować. Wręcz przeciwnie. Mówię, że idzie nam dziś słabiej, niż zwykle, bo tak właśnie idzie. Mówię: „wiem, że też to wiecie”. Bo wiem, że wiedzą. I mówię, że wiem, co czują, bo czasem po prostu tak bywa. Próbuję zrozumieć i wprowadzić odrobinę spokoju. Wow, przez mówienie, że gramy słabiej? Chyba nie tego mnie uczyli. Próbuję wprowadzić spokój nie szukając pochwał na siłę, a raczej podejmując próbę uświadomienia moim piłkarzom, że w sporcie czasem bardzo byś chciał, a nie jesteś w stanie. I widzę, że jeden czy dwóch moich piłkarzy zachowuje się tak, jakby im się nie chciało, ale wiem, że by chcieli, tylko dziś coś się zacięło – albo w nogach, albo w głowie. Bo który dzieciak nie chce, gdy wychodzi na boisko? Mówię też, jakie konkretne działania w grze nie do końca mi odpowiadają, bo nie sztuką jest rzucanie pustych słów, a wyłapanie konkretnych elementów, które szczególnie rażą w oczy. Podsumowuję: „wiem, że potrafimy zagrać tutaj dużo lepiej”.

Porażka jest częścią gry. Błędy są częścią gry. Słabsze dni są częścią gry. Nigdy nie byłem zwolennikiem ich maskowania, nawet w najmłodszych kategoriach wiekowych. Owszem, zawsze staram się stworzyć atmosferę zaufania i przekazać moim podopiecznym coś w rodzaju wulkanu pozytywnej energii. Ale zaufanie buduje się również wtedy, gdy mówisz piłkarzowi, kiedy może zrobić coś lepiej i kiedy wymagasz od niego więcej. Zaufanie buduje się wtedy, gdy idzie po prostu źle, a ty rozumiesz, że ma prawo pójść źle i to akceptujesz.

Dla żadnego żaka ani innego dziecka porażka nie jest łatwa. Tak samo nie jest łatwa myśl, że zagrał słabszy mecz. I nie chodzi o to, by powiedzieć mu „zagrałeś super”, a raczej „dziś ci się nie udało, takie dni się zdarzają”. Ja jako dzieciak wolałbym usłyszeć to drugie.