Bycie prezesem Królewskich brzmi dostojnie. Nawet jeśli masz na myśli bycie prezesem klubu, który szkoli żaków i orlików. Nie gramy derbów z Barceloną, nie wygraliśmy ani razu Ligi Mistrzów. Powiem więcej – dostaliśmy liczne, dwucyfrowe baty, po których niektórzy trenerzy pytali mnie, jaki jest sens grania tymi chłopcami w rozgrywkach ligowych. Początki – serio – są trudne. Bardzo. Twoi zawodnicy w ogóle nie chcą odbierać piłki, wolą za to bronić bramki. Kopią piłkę czubkiem. Jedyne, co widzą na boisku to kępki trawy i to, czy muszą po zakończonej akcji podbiec do Ciebie i powiedzieć „trenerze, zawiążesz?”. Nawet gdy wydaje Ci się, że z metra muszą już zdobyć tę bramkę…

Budowanie czegoś totalnie od podstaw nie jest proste. Musisz mieć pancerz cierpliwości i świadomość, że wszystko, co robisz teraz odbije się echem dopiero za pewien czas. Musisz też w ten pancerz uzbroić wszystkich dookoła – dzieci, rodziców, dziadków, wujków i innych, którzy chcieliby, by było tak pięknie już teraz.

Pierwszy trening, 15.05.2020. Sprzęt zakupiony z własnej kieszeni i jazda

Na start jedyne, co mieliśmy to fajne boisko, trochę sprzętu od klubu seniorskiego i trochę sprzętu zakupionego z własnej kieszeni. Mieliśmy też głowę naładowaną pomysłami i napięte bicki, by za wszelką cenę zrobić coś fajnego dla dzieciaków z naszego miasta. Mówię „mieliśmy”, bo w Królewskich od razu zaangażowałem mojego tatę (trener UEFA B) i moją narzeczoną, która zajmowała i dalej zajmuje się organizacją, papierologią i zdjęciami.

Poza pomysłami mieliśmy też plan działania, oszacowane finanse i liczbę dzieci, jaka finalnie zapewne będzie trenować w szkółce. Po około pół roku okazało się, że kartki z naszymi szacunkami możemy podrzeć i wyrzucić do kosza. Dzieci biegających za piłką i pytających „trenerze, kiedy gramy?” było znacznie więcej, niż zakładaliśmy. To podkreśla jedynie, ile dobrej pracy włożyliśmy od samego początku, by na późniejszych etapach funkcjonowania gnać jak Kubica w formule 1.

Nie złożyliśmy broni, nawet wtedy, gdy na treningach w grupie pojawiało się parę osób

Cele? Wyłącznie metodą małych kroków. W pierwszym roku działania chcieliśmy, by do Królewskich dołączyło minimum 40 dzieciaków. Wariant bardziej optymistyczny – 70 dzieciaków. Jak wspomniałem wcześniej oba progi zostały przekroczone. Chcieliśmy wszystkie te dzieci zaangażować w sport, w piłkę nożną i sprawić, by polubiły czas, w którym są na murawie. Uważam, że się udało. Naszym drugim zadaniem było dojście do porozumienia z klubem seniorskim i podpisania umowy partnerskiej. Przygotowałem prezentację, udałem się na spotkanie, dograliśmy szczegóły – mamy to.

Po osiągnięciu celów podstawowych przyszedł czas na cele sportowe. Porównując się do innych drużyn – my nadal bawimy się w piaskownicy, kiedy reszta potrafi jeździć już na rowerze. Mimo tego konsekwentnie realizujemy swoje pomysły według systemu, który opracowaliśmy i który w dalszym ciągu jest przez nas dopieszczany.

Zgłosiliśmy dwa zespoły do ligi. Dostaliśmy baty. Czy gramy w niej zbyt szybko? Być może tak. Na moim fanpage’u wielokrotnie przeczytałem, że krzywdzę dzieci dwucyfrowymi wynikami. Problem jest taki – gdybyśmy nie zaczęli regularnie grać, nie mielibyśmy jakiegokolwiek punktu zaczepienia i orientacji, w którym miejscu jesteśmy jako mali piłkarze. Teraz mamy. I – może ktoś pomyśli, że jestem głupi – dzięki temu doświadczeniu dostrzegam jeszcze bardziej, że wyniki w meczach żaków nie mają kompletnie żadnego znaczenia jeśli chodzi o szkolenie dzieci. Bo co mogę powiedzieć chłopcu, który stara się grać tak, jak trenujemy, ale pięć razy w ciągu trzech minut podaje piłkę przeciwnikowi pod własną bramką?

Nie przeskoczymy etapu startu. Niektórzy mają go już dawno za sobą. Cierpliwości. Spróbujemy nadgonić.

Zajęcia z elementami piłki nożnej dla 3 i 4 latków – teraz my startujemy wcześniej

Jeśli chodzi o start – raz w tygodniu bawimy się w małych piłkarzy z 3 i 4-latkami. Pomysł podrzuciła moja narzeczona. Akademia Aktywnego Przedszkolaka ruszyła, a po roku funkcjonowania gromadzi w swoich szeregach ponad 20 dzieciaków. Zaangażowaliśmy w ruch od możliwie najniższego wieku. Skaczemy, biegami, turlamy się, upadamy i nawet strzelamy do bramki!

Dzięki zajęciom dla przedszkolaków mamy kontrolę (choćby minimalną) nad rozwojem dzieciaków już od najmłodszych lat. Dostarczamy im potrzebnego ruchu i jestem pewien, że efektem tego będzie dużo większa sprawność małych zawodników w momencie dołączenia do drużyny skrzatów.

Turniej firm – pierwsza impreza zorganizowana przez Królewskich

Zorganizowaliśmy turniej firm, a za całą gotówkę przez nas zebraną zakupiliśmy bramki dla żaków. A jeśli o firmach mowa – udało nam się pozyskać kilku sponsorów, którzy pomagają nam rozwijać skrzydła. Ludzie piszą do nas „robicie super robotę, chcę pomóc!” i to najlepsze, co możesz usłyszeć jako prezes szkółki piłkarskiej. Takie wiadomości pojawiają się nie tylko od przedsiębiorców, ale również od zwykłych mieszkańców Złoczewa. Miło robi ci się na sercu!

Bez wsparcia ludzi z zewnątrz wiele spraw nie byłoby możliwych do zrealizowania lub ich realizacja byłaby dla nas dużo trudniejsza. Naszym sukcesem jest zatem fakt, że udało się zbudować wokół Królewskich społeczność chętną do pomocy, społeczność, która identyfikuje się z klubem.

Często dostaje pytania na messenger Piłkarskiego Kołcza, czy fajnie jest działać we własnej akademii piłkarskiej, czy to się opłaca i czy mam dużo spraw na głowie. Na wszystkie pytania odpowiadam „tak”, pod warunkiem, że wkłada się w pracę więcej niż sto procent i posiada się umiejętności niezbędne nie tylko do trenowania, ale i do zarządzania, promocji, komunikacji i organizacji pracy całego zespołu.

Przedszkolaki z pierwszym w historii medalem. Zbiórka jeszcze nigdy nie udała się tak szybko

Minął rok. W tym czasie udało nam się zrobić dobre i profesjonalne pierwsze wrażenie. Każdy dzieciak ma strój królewskich, a do dyspozycji każdej z grup są również dodatkowe komplety. Zainwestowaliśmy górę złota w sprzęt treningowy. Wiem, że zwróci się to z nawiązką. Dbamy o ludzi, którzy opiekują się zawodnikami – naszykowaliśmy program wolontariatu dla młodych ludzi, którzy mogą uczyć się, jak być trenerem. A jak komuś się spodoba i ktoś spodoba się nam? Dofinansujemy mu kurs i niech się dzieje. Stawiamy na młodych. Pierwszym chłopakiem, który dołączył do nas na tych zasadach jest mój wychowanek ze szkółki, w której wcześniej pracowałem. To kolejny sukces – zarażanie piłką i pokazywanie, że bycie trenerem jest naprawdę fajne.

Podsumowaniem tego czasu były dwa momenty. Pierwszy z nich to podpisanie umowy partnerskiej z Akademią Widzewa. Naprawdę miło mi było, gdy po stażu w łódzkim klubie, licznych rozmowach z trenerami i zarządem na maila przyszła propozycja współpracy. Czułem się dumny. Drugi – impreza sportowa, jakiej w Złoczewie jeszcze nie było. 24 zespoły w przeciągu weekendu. Turniej nocny, dwa turnieje dla dzieci. Mnóstwo grania, emocji i lodów. Upał dawał się we znaki wszystkim, ale ci wszyscy dali sobie radę znakomicie. I daliśmy radę my. Nie tylko tego dnia, ale przez cały rok. Oby to był pierwszy, mały krok do czegoś naprawdę wielkiego.