Obchodzę dziś swoje 25. urodziny.

Nie jest to jakiś oszałamiający wynik. Nie przyprawia o ciarki jak finał Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem i Milanem z Jurkiem Dudkiem w roli głównej. Uświadomiłem sobie jednak, że to kupa czasu, jakby nie patrzeć – ćwierć wieku.

Nie wiem, czy czas zasuwa czy nie. Zależy, jakie masz do niego podejście. Nie jestem z tych, którzy się nad sobą użalają, że mają tak, a nie inaczej i że sąsiad jeździ lepszym samochodem. Nigdy nie życzyłem mu, by jeździł gorszym. Nie narzekam, że życie jest za krótkie, by zrobić wszystkie zaplanowane w dzieciństwie rzeczy. Nie narzekam, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż nie spełnię przynajmniej 50% swoich marzeń. Nie spełnię już tego o byciu piłkarzem, piosenkarzem, naprawiaczem ciągników. Kiedyś miałem plan, chciałem kopać piłkę w telewizji. Później zwątpiłem. Gdybym miał dzisiejszy rozum, wiele razy postąpiłbym inaczej, załatwił sprawy w zupełnie odmienny sposób. Ale nie miałem. Nie żałuję. Robię to, co kocham. I jest fajnie. Dobra, mam urodziny: jest zajebiście.

Gdy byłem mały wszyscy dorośli mówili mi, że jeszcze będę chciał wrócić do szkoły. I tak sobie myślałem: co oni pieprzą za głupoty? Przecież gdy jesteś dorosły, możesz robić wszystko tak, jak chcesz! I wiesz co? Mogę. Nigdy nie chciałbym wrócić. Nie chciałbym znów męczyć się z rzeczami, które darzę zerowym zainteresowaniem, słuchać nauczycieli, których nie jarają przedmioty, jakich nauczają.

Gdy byłem mały myślałem o tym, w jaki sposób stajesz się dorosły. Z opowiadań innych dorosłych miałem wizualizację: w pewnym momencie przeskakujesz jakiś niewidzialny płotek i zapominasz tej swojej cząstki dziecka. Nagle wszystko miało prysnąć jak sen. Jakbyś miał przestać być sobą i zaczął żyć jako zupełnie inna postać. Takie bang i już. Jesteś dorosły, wszystko się zmienia. A ja doświadczam dziwnego uczucia, że dalej jestem tym samym chłopakiem. Dalej golę się tylko 2-3 razy w tygodniu.

Wiem, jeszcze wiele wysokich schodów przede mną. Pewnie te najwyższe z nich. Ale co mam z nimi zrobić? Powiedzieć sobie „ale ciężko, nie wchodzę” czy „kurcze, fajnie jest sobie tak żyć i spacerować”? Wiesz dlaczego o tym piszę? Bo inni nie mogą. I zawsze mam w głowię tę myśl, za każdym razem kiedy zaczynam łapać się na marudzeniu, że pada deszcz.

Wiesz co jest fajne w życiu? Że możesz go doświadczać. Że zaliczasz wzloty i upadki, że wiesz jak to jest się cieszyć, ale wiesz też, jak wygląda smutek. Niektórzy chcieliby – może nie całe, ale choć trochę z tych 25 lat – się posmucić. Chcieliby pobiegać na deszczu, wdepnąć w kupę na trawniku. Ale nie mogą. Rozumiesz o co mi chodzi, prawda? Mam cholerne szczęście, że przez 25 lat miałem możliwość poznać całą paletę emocji.

Jeśli miałbym powiedzieć sobie coś w tym dniu, powiedziałbym „jest pięknie”. Otaczają mnie fajni i dobrzy ludzie. Robię to, co kocham. Łączę pasję do futbolu z pasją do klepania w klawiaturę. Choć bałem się na maturze matematyki, to pięknie poleciałem z… językiem polskim. Cóż, nie wydaję mi się, bym miał problem z czytaniem ze zrozumieniem. Z pisaniem również. Więc niech to będzie dla ciebie lekcja – nigdy sam siebie nie skreślaj ze względu na ocenę innych.

Dziś jest wyjątkowy dla mnie dzień. Może padać deszcz. Oby padał przez kolejne 25 lat.