Włożyliśmy w treningi naprawdę sporo roboty. Cała zima z drużyna młodzika D2 przepracowana na dworze – mrozy, deszcze, śnieg, tornado. My dawaliśmy radę, bo jesteśmy twardzi jak skała. Polecam każdemu, kto jeszcze nie próbował. Warto!

O dziwo – pewnie nikt tego się nie spodziewał, gdy rozmawialiśmy na początku o takiej formie zajęć zimą – dzieciaki mniej chorowały i mniej chorują. Takie klasyczne +50 do pancerza. Tak miało być. Dodając do tego intensywność w każdych naszych treningach – bieganie nie sprawia nam problemu. Ja to widzę i rodzice też, bo po prostu z nimi rozmawiam. Tego nie oszukasz.

Naszą pracę traktujemy bardzo poważnie i profesjonalnie, mimo że jesteśmy klubem z miejscowości nieliczącej nawet 3 tysiące mieszkańców. Może właśnie dlatego przybywa nam dzieciaków z okolic i to takich, którzy szukają właśnie takiego podejścia do piłki. Każdy z nas wie, po co jest na treningu i dlaczego tam przychodzi. Każdy wie co dzieje się na zajęciach – bazujemy na dużej świadomości naszych piłkarzy.

Rozegraliśmy kilkanaście spotkań towarzyskich (graliśmy w lidze, ale po typowej futbolowej spince powstał nowy klub, więc jej nie dograliśmy). W każdym z nich daliśmy radę, żadnego z nich nie przegraliśmy (dlaczego o tym wspominam, mimo że wynik nie jest przecież najważniejszym aspektem szkolenia – dojdę do tego za chwilę), a zdarzały nam się także rezultaty dwucyfrowe. Na trzydniowym, ogólnopolskim turnieju w Głuchołazach ulegliśmy tylko – ale to będzie cios – dziewczynom z rocznika 2005 z Bielawianki. Czasem i kobiety leją facetów, no co?

Testujemy!

6-9 czerwca, Turniej Smoka w Krakowie – chcemy się przetestować, a jak dostać lekcję piłki, to od najlepszych. Cracovia, Sandecja, Stal Rzeszów, SMS Rzeszów, dwie ekipy z Ukrainy i wiele innych fajnych drużyn, z którymi nie mieliśmy przyjemności się mierzyć. Grania mnóstwo, mam nadzieję, że nie będzie trzeba masażysty, bo nie mamy go w sztabie. Jestem w nim ja i prezes. Będziemy ciągnąć zapałki kto w który dzień masuje.

Jasne, jedziemy tam w bojowych nastrojach, naładowani jak snickersy orzechami! Bo po co się gra, jak nie o wygraną? Nigdy w życiu nie powiedziałem moim podopiecznym, że zwycięstwo to coś nieistotnego. To zabijanie pasji i rywalizacji. Dla mnie, jako kołcza, ważny jest styl, w jakim my osiągamy końcowy rezultat. Chcemy powalczyć, pokazać się, pograć fajną piłkę, ale w dużej mierze zweryfikować się na tle innych, mocnych drużyn (jakby nie patrzeć topowych w naszym kraju). To moment, w którym chcemy zobaczyć „gdzie jesteśmy”.

Wracając do wyników – nie możesz wiecznie wszystkiego wygrywać. Momentami trzeba po prostu dostać wciry i utwierdzić się w przekonaniu, że jest ktoś lepszy od Ciebie. Tak dla świętego spokoju, aby nogi nie oderwały się zbyt szybko od ziemi.

Ruszamy więc tam po lekcje, ale również po zwycięstwa. Trzymajcie kciuki!