Intensywny weekend za mną i moimi miśkami. Od piątku do niedzieli braliśmy udział w ogólnopolskim turnieju piłki nożnej „Futbol na tak”, organizowany w Głuchołazach dla rocznika 2007. Działo się!

Dostaliśmy naprawdę solidną dawkę grania. W rozgrywkach brało udział 5 zespołów, w nogach mamy 8 spotkań po 40 minut (mecz-rewanż), czyli naprawdę sporo. Ale jeśli mam już jechać z ekipą na turniej, to właśnie po to, by nagrać się za wszystkie czasy.

Pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe, rozegraliśmy już trzy mecze w czeskich Mikolovicach. Pierwszy z AP Miękinia – widziałem, że moi zawodnicy mieli z początku związane nogi. Może było to spowodowane tym, że był to tak naprawdę pierwszy sprawdzian grając 9×9 (wcześniej zagraliśmy jeden sparing na dużym boisku i mnóstwo turniejów halowych), a może długiej podróży i pobudki o 5:00. Po pierwszej bramce jednak widziałem, że puściło. To właśnie element, nad którym muszę jeszcze popracować – by odpowiednio szybko wchodzić w starcie.

W drugiej kolejności mierzyliśmy się z Bielawianką Bielawa – drużyna dziewczyn 2005. Naprawdę mocna ekipa! Ale! W pierwszej połowie zabrakło skuteczności, mogliśmy w 10 minut prowadzić 3:0. Straciliśmy bramkę, którą udało się odrobić. Tuż przed końcem (taki strzał wychodzi góra dwa razy w życiu) dostaliśmy cios i zaliczyliśmy porażkę.

Dziewczyny naprawdę ekstra grają w piłkę, byłem pod wrażeniem wyszkolenia technicznego każdej z nich. Trenerzy zrobili kawał dobrej roboty! Mnie cieszy fakt, iż walczyliśmy jak równy z równym z zespołem starszym i silniejszym fizycznie. Takie mecze naprawdę procentują w przyszłości. Mimo porażki – jestem zadowolony, bo wynik wynikiem, ale dla mnie liczy się też (a raczej przede wszystkim) styl. Pamiętaliśmy, że jest jeszcze rewanż i możemy sobie odbić ten rezultat. A moi zawodnicy chcą wygrywać. Zawsze gramy o zwycięstwo, bo o to chodzi w piłce. Byli więc źli, ale mieli jeszcze jeden mecz do rozegrania.

I udało się go wygrać. Fajne spotkanie z Orlikiem Prudnik zakończyliśmy zwycięstwem 5:2. Skutecznie, porządnie, odpowiedzialnie w obronie. To mu się podoba!

W drugim dni z samego rana czekał nas rewanż z dziewczynami z Bielawianki. Moi zawodnicy chcieli się zrewanżować. Zawsze chcą. W tym spotkaniu niemalże cały czas kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia. Jednak przeciwnicy mieli naprawdę fenomenalną dziewczynę robiącą różnice. 1:0 do przerwy. W drugiej połowie po rzucie rożnym udało nam się odrobić straty, a trzy minuty przed końcem jeden z moich miśków zmarnował sytuację sam na sam z bramkarką! Jaka szkoda! Mecz zakończyliśmy remisem i na pewno z podniesionymi głowami.

W sobotę ograliśmy jeszcze Strażaka Słupia 1:0 i ponownie wygraliśmy z AP Miękinia 3:1. W tym drugim starciu widać było zmęczenie moich młodych zawodników.

W niedzielę, tuż przed wyjazdem – 2:1 w rewanżu ze Strażakiem oraz 3:0 z Orlikiem Prudnik. Wszyscy byliśmy zadowoleni z naszych występów. Zostawiliśmy w Głuchołazach dobre wrażenie – ładnie graliśmy w piłkę, a to najważniejsze.

Martwiłem się nieco o przestrzeń przed wyjazdem. Zimą trenujemy na orliku – tam mamy światło. Martwiłem się niepotrzebnie. Drużyna wykorzystywała miejsce na boisku odpowiednio – całą długość i szerokość. Fajnie przesuwaliśmy formacje, zawężaliśmy pole gry, asekurowaliśmy w obronie. Nieźle budowaliśmy, było dużo cierpliwości. Naprawdę jestem zbudowany postawą moich podopiecznych.

Wyjazdy na turnieje tego typu są bardzo fajne z dwóch powodów: mnóstwo minut do rozegrania, mega intensywność oraz scalanie zespołu. Atmosfera była naprawdę fajna, mnóstwo pozytywnych emocji, wspólny cel i wszyscy razem!

Podczas wyjazdów określam zasady, jakie panują w grupie. W piątek wszyscy oddali telefony do worka (otrzymywali je między 20 a 21, by zadzwonić do domu, sprawdzić, co tam się dzieje u kolegów, pograć chwilę). Dzięki temu miśki a to bawili się w chowanego, a to grali na boisku w piłkę, rozmawiali, szukali innej możliwości spędzenia wolnego czasu.

Pierwszego dnia złapałem dwóch zawodników na jedzeniu zapiekanki o 21:45. Ledwo co zjedliśmy kolację, a ja zszedłem do bufetu sprawdzić, co tam się dzieje. Cóż, padło hasło: że jutro mogą zostawić buty we workach. Trudno. Zasady to zasady. Wchodząc do pokoju zastałem całą zapiekankę na stoliku i pytanie: „trenerze, mogę wyrzucić?”. Wyrzucił. Chłopaki przeprosili za zamówienie fast-foodów. I wszystko jest w porządku.

Reguł trzeba się trzymać bez względu na wszystko. Jeśli pozwolisz jednemu je omijać, to jak później wytłumaczysz reszcie, że nie mogą jeść takich rzeczy? „A dlaczego on mógł?!”.

Na drugi dzień wszyscy dostali przyzwolenie na zjedzenie pizzy zamiast kolacji. Rozumiem, że to jeszcze dzieciaki, a dali z siebie wszystko w obu dniach. Była więc nagroda, ale bez omijania reguł – dostał ją każdy zawodnik. I jest w porządku.

Wyjazd udany był pod każdym względem. Wiem to, bo miśki wsiadały do autobusu przygnębione, że wszystko tak szybko dobiegło końca. Ale jeszcze sporo przed nami!

Dziś z rana natomiast dostałem kolejną informację, która mnie uradowała – Miki dostał powołanie na konsultacje do kadry wojewódzkiej. To takie rzeczy, które sprawiają, że naprawdę czujesz się dumnym trenerem jeszcze bardziej.